Jako że przyszło lato i niemiłosiernie leje się żar z nieba, paląc wszystko wokół, ludzie szukają schronienia i ochłody. Jedni piją zimne piwko na wrocławskim rynku, inni kąpią się w fontannie, jeszcze inny wystają w sklepach w działach z nabiałem. Sam nie cierpię takiej pogody, ale mam i na nią sprawdzone sposoby. Po weekendzie dołożyć do nich mogę film Frozen.
Frozen to nic innego jak banalna historia, zbudowana na prymitywnym poczuciu strachu. Mimo pejoratywnego wydźwięku, obraz jest kapitalnym thrillerem i skutecznie zmraża nawet w najgorętsze dni.
Otóż trójka pomysłowych amerykanów wjeżdża wyciągiem na górę, żeby poszosować na nartach zaraz przed zamknięciem. Pech chce, żeby obsługa myli ową grupę z inną i wyłącza wyciąg. Nasze bidoki utykają na wyciągu wśród wiatru, śniegu i mrozu na naprawdę sporej wysokości. Sytuacja bez wyjścia?
Ano właśnie. Jako że najprostsze rozwiązania są zawsze najlepsze tak również jest z obrazem Adama Greena. Duszność i klaustrofobiczne poczucie strachu grają tu pierwsze skrzypce. Lubię filmy bazujące na pierwotnym poczuciu strachu dlatego Frozen uważam za naprawdę godny uwagi.
Brak dłużyzn, bezsensownych i idiotycznych dialogów (które w przypadku takiego filmu często się zdarzają) oraz prawie logiczne i wiarygodne poczynania bohaterów to elementy, które przykuwają uwagę. Dodajmy do tego wyobraźnie, która w trakcie filmu podsuwa obrazy z poprzednich ferii w górach czy ostatniego wypadu na narty. Niefajnie.
Nie będę się tutaj rozwodził nad fabułą, żeby nie psuć nikomu zabawy. Powiem tylko, że Frozen mnie zaskoczył: dosłownością, dawką makabry, pomysłowością i realizmem. Biorąc pod uwagę sytuację fabularną bohaterów filmu, takie elementy sprawiają, że człowiek mimo upału sięga do szafy po koc.
Otóż trójka pomysłowych amerykanów wjeżdża wyciągiem na górę, żeby poszosować na nartach zaraz przed zamknięciem. Pech chce, żeby obsługa myli ową grupę z inną i wyłącza wyciąg. Nasze bidoki utykają na wyciągu wśród wiatru, śniegu i mrozu na naprawdę sporej wysokości. Sytuacja bez wyjścia?
Ano właśnie. Jako że najprostsze rozwiązania są zawsze najlepsze tak również jest z obrazem Adama Greena. Duszność i klaustrofobiczne poczucie strachu grają tu pierwsze skrzypce. Lubię filmy bazujące na pierwotnym poczuciu strachu dlatego Frozen uważam za naprawdę godny uwagi.
Brak dłużyzn, bezsensownych i idiotycznych dialogów (które w przypadku takiego filmu często się zdarzają) oraz prawie logiczne i wiarygodne poczynania bohaterów to elementy, które przykuwają uwagę. Dodajmy do tego wyobraźnie, która w trakcie filmu podsuwa obrazy z poprzednich ferii w górach czy ostatniego wypadu na narty. Niefajnie.
Nie będę się tutaj rozwodził nad fabułą, żeby nie psuć nikomu zabawy. Powiem tylko, że Frozen mnie zaskoczył: dosłownością, dawką makabry, pomysłowością i realizmem. Biorąc pod uwagę sytuację fabularną bohaterów filmu, takie elementy sprawiają, że człowiek mimo upału sięga do szafy po koc.
Filmu osobiście nie oglądałam, ale słyszałam o nim wiele dobrego. Twoja recenzja jest kolejnym głosem za tym, abym jak najprędzej zapoznała się z tym filmem. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń