sobota, 22 czerwca 2013

Koszmar z ulicy Wiązów na dwa głosy

Jako że forma podcastu ostatnimi czasy staję się coraz bardziej popularna i bardzo podoba się autorowi bloga, postanowiłem i ja spróbować swoich sił w takiej formie... Właściwie nie tylko ja - Jerry z bloga http://jerrystales.blogspot.com/ zgodził się na małą internetową pogawędkę o serii filmów, od której zacząłem recenzowanie na blogu. Od debiutu pierwszego Koszmaru z ulicy Wiązów mija dwadzieścia dziewięć lat i pomyślałem, że warto pochylić się nad tak kultową serią. Temat rzeka, więc z Jerrym postanowiliśmy zastanowić się nad fenomenem straszenia brudnym zielono-czerwonym swetrem i upiornym dźwiękiem przesuwania nożami po stalowych szczęściach okolicznej architektury.
Chciałbym z tego miejsca podziękować koledze Jerry'emu  za stronę techniczną przedsięwzięcia oraz jeszcze kilku osobom, które miały udział w tworzeniu nagrania:

Michałowi Kowalowi i Szymonowi Adamusowi z podcastu Masa Kultury (kto nie zna, niech koniecznie nadrobi braki) http://masakultury.pl/

Skurze z Radia StephenKing.pl, które możecie znaleźć na http://radio-sk.blogspot.com/ (podcast o jednym z najlepszych pisarzy na świecie, również gorąco polecam)

a jeśli ktoś chciałby posłuchać nieco więcej na temat Koszmaru z ulicy Wiązów, zapraszam do wysłuchania Mando w Kombinacie 
Mnie nie pozostaje nic innego jak zaprosić do słuchania!

http://archive.org/download/KoszmarZUlicyWizw/KoszmarZUlicyWizw-Dyskusja.mp3

wtorek, 4 czerwca 2013

Dracula 2.0

Boje się niemal wszyskich sequeli. Kiedy słyszę to słowo, od razu przypominam sobie masę niezliczonych dzieł filmowych, które zostały upokorzone przez marne kontynuacje. Z książkami jest podobnie. Pół biedy, jeśli chodzi o kontunuację po latach jakiegoś cyklu (o którym to autor zapomniał albo nie chciało mu się go pisać). Ale w jaki sposób chwycić się za bary z takim klasykiem, jak Dracula Brama Stokera? A właściwie nie tylko z Draculą, ale i całym mitem wampira. Nie patrząc na przypadkową książkę Dacre'a Stokera i Iana Holta Will Hill postanowił przenieść historię o najsłynniejszym wampirze do naszych czasów i zrobić z niej powieśc dla młodszych czytelników. Wiem... wiem... Przed oczami staje świecący Pattison, ale śpieszę donieść, że Departament 19 nie kolejną książką na modłę wampirów lalusiów, ale pełnokrwistym zaproszeniem do tańca z klasykiem.

Jamie jest najzwyklejszym brytyjskim nastolatkiem, w którego życie pewnego dnia wkrada się niezwykły świat. Okazuje się, że to, co zobaczył w horrorach jest jak najbardziej prawdziwe. Co gorsza, on sam będzie musiał stawić czoła niektórym z tych koszmarów.
Wybaczcie ten krótki i niezbyt zachęcający opis fabuły, ale nie chciałbym psuć zabawy. 
Akcja zaczyna się już od pierwszych stron, a sama książka jest nią dosłownie wypełniona po brzegi. Karabiny, oddziały specjalne, mnóstwo krwi, wampiry, wilkołaki, monstra i strzelaniny - infantylny opis książki mógłby wyglądać właśnie w ten sposób. Na szczęście Hill pokusił się również o zbudowanie dosyć ciekawej historii w pełni opartej na klasycznej powieści Brama Stokera. Z klasyki, z resztą, autor czerpie pełnymi gaściami, ponieważ nawiązania w powieści odnoszą się nie tylko do dzieła Irlandczyka. Przyznaję, że z dużym zainteresowanie śledziłem losy Jamiego i spółki. Hill wie kiedy zwolnić, wie również, w którym momencie trzepnąć mocniej czytelnikiem. 
Książka stanowi pierwszą część dłuższej serii, więc postacie są raczej nakreślone niż zbudowane ze specjalną dbałością o głębię. Mnie jednak w ogóle nie przeszkadzało to, żeby kibicować chłopakowi w jego poczynaniach.
Warto też zwrócić uwagę, iż pomimo, że książka adresowana jest do młodszego czytelnika, występują tam naprawdę niezłe momenty. Jest sporo krwi, pojawiają się też sceny przypominające gore. Cóż, signum temporis...
Całość została złożona do kupy wyjątkowo sprawnie. 
Spokojnie mogę polecić tą książkę wszystkim, i młodszym i starszym. Z pewnością każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
Dla mnie Departament 19 świetnie wskazuje młodemu (i nie tylko) człowiekowi drogę do klasyki nie tylko grozy, ale również literatury. Nie mam wątpliwości, że taki sposób promocji czytania nieco leciwych dzieł, będzie o wiele bardziej skuteczny niż obowiązujący dziś.