piątek, 6 maja 2011

Smakująca krwią prowincja

Są takie filmy, które pomimo idiotyzmów na ekranie oglądamy dalej. Pomimo tego, że bohater to kompletny debil, którego działania z logiką mają tyle wspólnego, co Marilyn Manson z podwórkowym kółkiem różańcowym (cytat zapożyczony). Niektóre filmy mają to coś, że człowiek jest w stanie przymknąć oko i rozkoszować się filmem. Dla mnie takim obrazem jest m. in. Smakosz.

Komiczna historia rodzeństwa, które wracając do domu na przerwę świąteczną trafia na kogoś lub coś, co poluje na ludzi, czego są świadkami.
Nie będę po raz kolejny pisał, że fabuła to banał, bo sam już się męczę czytając kolejnego takiego posta. Fabuła jest chwytliwa i prosta jak piosenka zespołu Feel. Mieliśmy to miliony razy, przewracane, obracane w tysiącach konfiguracji. Smakosz pod tym względem nie wnosi nic nowego.
Schwarz charakter, co prawda to jakieś nowum w historii potworów kinowych horrorów (popsułem komuś zabawę?), ale stanowi raczej zlepek innych postaci. Niemniej można postać samego smakosza (do teraz nie potrafię zrozumieć jak można tak przetłumaczyć Jeeprs Creepers) policzyć na plus. W filmie mamy praktycznie dwójkę bohaterów, jeśli nie liczyć bandy policjantów, nawiedzonej, nieumiejącej śpiewać kobiety (kiedy ona zaczyna nucić motyw przewodni filmu - przewijam do przodu). Gra jest nawet niezła. Szczególnie dobrze wychodzi Justin Long, który wkłada sporo serca w grającą przez siebie postać. Na plus poczytać można akcję, która rozwija się szybko, bez zbędnych dłużyzn z odpowiednią dawką makabry. Mocne strony tego filmu są mocno naciągane, bo jest to moja subiektywna opinia. Ja po prostu lubię ten film, ale nie zmienia to faktu, że jest on naszpikowany niedorzecznościami. Myślę, że jeśli wymienię garstkę z nich raczej nie zepsuję frajdy.
Primo, facet, który potrafi latać, jeździ super szybkim zdezelowanym samochodem. Oskarżony o kretynizm - winny!
Secundo - jeżeli jesteście na drodze sami i nagle chce was stuknąć jakiś gość to normalni ludzie odpuszczają. Tak tez czynią z początku bohaterowie, tylko po jaką cholerę jadą później go szukać. Żeby pomóc komuś owiniętemu w prześcieradło? Błagam. Widzisz na zadupiu psychola, spieprzasz jak najdalej - winny, Wysoki Sądzie!
Po trzecie - przeanalizujmy - rodzeństwo spotyka latającego stwora, który jeździ szybkim starym gratem, gdy może latać. Najpierw przed nim uciekają, potem wracają do starego kościoła, gdzie od ponad stu lat kompletuje ciała, żeby potem znów przed nim uciekać i stoczyć walkę w jednej z najbardziej głupich scen końcowych, jakie widziałem.
Jakby się przyjrzeć, same minusy. Mnie oczywiście nie przeszkadza to w odbiorze filmu. Ba! Z utęsknieniem czekam na część trzecią opowiastki o latającym stworku rozsmakowanym w ludziach. Wszak jak wcześniej napisałem ten film ma to cholerne coś, nawet pomimo tego, że nie ma niczego innego.

1 komentarz:

  1. W moim odczuciu to jeden z gorszych filmów grozy, jakie miałam okazję obejrzeć na przestrzeni kilku lat. Owszem - aktorstwo nie najgorsze, ale niestety cała reszta zawodzi. Motyw dziwacznego latającego stwora w żaden sposób do mnie nie przemawia, a co gorsza - od samego początku film mnie nie zainteresował. Obejrzałam tylko z uwagi na fakt, że zawsze jak ''mówię A, mówię też B''. Dlatego seans z koszmarną katorgą ukończyłam. Jednak ku swojemu zaskoczeniu dałam się też po jakimś czasie namówić na część drugą, ale to już w ogóle pozbawiła mnie nadziei na jakąkolwiek logikę w filmie (nie mówiąc o samej grozie). W planach (od kilku lat już) jest trzecia odsłona, ale naprawdę długo będę się zastanawiała czy w ogóle za nią chwycić.

    OdpowiedzUsuń