środa, 4 maja 2011

Tańczyłeś kiedyś z diabłem przy świetle księżyca? Cz. 2

Któż z nas nie miał wymyślonego przyjaciela? Ok. Któż z nas nie chciał mieć takiego, gdy tylko pierwszy raz oglądał amerykański film? Ja chciałem zawsze. Niestety moja kondycja psychiczna oraz spora część kolegów i koleżanek ze szkoły skutecznie uniemożliwiała mi wymyślenie przyjaciela. Ot, brak potrzeb. Muszę jednak przyznać, że koncepcja posiadania obok siebie kogoś wymyślonego, z kim można rozmawiać, śmiać się i bawić jest bardzo kusząca. Gorzej jeśli taki wymyślony John, Simon, Tolek czy Jaś zagości na dłużej i nie zechce odejść. Z takim problemem boryka się George, bohater powieści Strach przed nocą Justina Evansa.

Wspomniany już George, to trzydziestoparoletni facet, któremu w życiu jest ciężko. Nie narzeka na zdrowie, ma pieniądze, ma żonę i cudownego malucha, a pomimo jest mu ciężko. Nasz znajomy George boi się wziąć na ręce własnego syna. Boi się nawet do niego zbliżyć. Jak można łatwo się domyślić taki ojciec rodziny traci swoją funkcję w podstawowej komórce społeczeństwa.
George jednak nie poddaje się i chodzi na terapię. Podczas rozmów z psychiatrą poznajemy właściwie główną część książki, mianowicie wspomnienia z dzieciństwa. Dzieciństwa pełnego walki, szybkiej dojrzałości oraz uporu. Część wspomnień George'a odnosi się również do wspomnianego wcześniej "przyjaciela", który ma spore znaczenie w dorosłym życiu Georga.
Fabuła książki wydaje się być znajoma, ale taka nie jest. Tej powieści bardzo daleko od sztampy sztandarowych powieści. Evans bardzo szczegółowo odmalowuje realia dorastania młodego Georga, śmierć ojca oraz relacje z dorosłymi. Nie stroni także od sytuacji grozy. Tutaj pierwsze skrzypce gra "przyjaciel" chłopca. 
O tej powieści nie sposób pisać, nie psując nikomu zabawy. Ograniczę się więc do stwierdzenia, że Strach przed nocą (który u nas, o dziwo, przeszedł bez echa) jest świetnym mocnym kawałkiem prozy. Rewelacyjny styl autora pozwala w pełni docenić drobiazgową analizę George'a i osób z jego otoczenia. Evans, jak przystało na rasowego twórcę, zadaje pytania, rozsiewa wątpliwość i oczywiście pozostawia odpowiedź czytelnikowi. A ta, bynajmniej, nie jest prosta i właśnie to daje mnóstwo satysfakcji z lektury. Diabelnie polecam!

1 komentarz:

  1. Zgadzam się, bardzo dobra książka. I wbrew pozorom wcale nie jest przewidywalna ;)
    Swoją drogą wiele świetnych pozycji przechodzi u nas bez echa, zresztą samo czytanie leży u nas i kwiczy -.-" Choć z drugiej strony gdzie nie leży...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń