poniedziałek, 9 maja 2011

Kły, krew i karabin w środku lasu

Ćwiczenia wojskowe. Element niezbędny, jeśli chodzi o siły zbrojne danego kraju. Bycie wojskowym to sprawa niełatwa. No bo, na przykład, siadacie przed telewizorem z sześciopakiem piwka, włączacie telewizor, w którym drużyna narodowa ma właśnie rozegrać jeden z najważniejszych meczów w waszym kibicowskim życiu, a tu nagle telefon. Nieprzewidziane szkolenia z siłami specjalnymi. I dupa. Nie ma siły. Ubieracie się, bez zająknięcia wkładacie mundur i do bazy. W efekcie zamiast rozkoszować wieczorkiem piłkarskim, ganiacie po lasach z bronią udając, że koledzy z sił specjalnych to najgorsi wrogowie... Aha, no i oczywiście warto wspomnieć, że oprócz kompanów w kamaszach, ugania się za wami horda wygłodniałych wilkołaków. Tylko tym razem już nie na żarty. Jak widać bycie żołnierzem to sprawa niełatwa, a można zaobserwować to doskonale na przykładzie filmu Dog Soldiers.
Nawiązując do akapitu wyżej, fabułę można ująć w paru słowach. Grupa żołnierzy, gdzieś w lasach Szkocji ćwiczy praktyczne założenia bojowe. Z czasem okazuje się jednak, że przeciwnikiem jest nie tylko grupa z sił specjalnych, mrok i zimno, ale również banda wilkołaków, która nie strzela ślepakami. 


To bezsprzecznie jeden z najlepszych filmów o wilkołakach, jakie widziałem. Absolutnie nie przyjmuję do wiadomości, że jest on dziecinny, nielogiczny czy nudny. Uwielbiam polemiki, ale w przypadku tego filmu nie przyjmuję żadnych argumentów. Połączenie wojskowości z horrorem to jeden z moich ulubionych motywów grozy. Dołożyć do tego wilkołaki i taki prosty, niewymagający chłopak jak ja jest wniebowzięty. Nie przeszkadza mi średnie aktorstwo, śmieszące niektórych wilkołaki czy żałosne (również według niektórych) poczynania żołnierzy. Ja za każdym razem, kiedy włączam Dog Soldiers, biegam z chłopakami po lesie, jadę z nimi do domku pośród lasu, gdzie staram się obronić przez tą cholerną bandą przerośniętych psów.
Rzecz ujmując nieco poważniej, w stosunku do tego filmu jestem nieco spaczony. Widziałem go ponad trzydzieści razy i mógłbym przynajmniej jeszcze raz tyle (o mojej przypadłości kiedy indziej) i wszystko mi w tym filmie smakuje. Postacie żołnierzy świetne, akcja i fabuła, która w przypadku takiego filmu jest dosyć ograniczona rozwiązana została rewelacyjnie. Pamiętam, że kiedyś spotkałem się z opinią, że bardziej nie da się zepsuć postaci wilkołaka. Absolutnie się z tym nie zgadam i uważam, że wizualnie bestiom nie brakuje absolutnie nic. W końcu wilkołak nie ma płaskiego pyska i nie przypomina niedorobionego człowieka-kota, tylko lykantropiczną bestię. Rewelacja! Uwielbiam ten film również ze względu na motyw izolacji w horrorze (obrona w jednym miejscu przed czymś co jest na zewnątrz - kolejny mój faworyt, jeśli chodzi o motywy w grozie), który świetnie jest tu wyeksponowany.
Szanując w pełni zdanie innych i rozumiejąc, że każdy widz ma różne gusta, o których nie powinno się rozmawiać. Uznając, że są inni, którzy widzieli więcej i znają się lepiej, stwierdzam, że każdego, kto krytykuje ten film rzuciłbym na pożarcie bestiom ze szkockich lasów i z przyjemnością patrzył na krwawą ucztę.

1 komentarz:

  1. Kiedyś zasiadłam do tego filmu, ale w trakcie oglądania przyszli znajomi i cały seans szlag trafił... :D Od tego czasu jakoś się do niego nie zabrałam, ale czytając powyższe słowa, chyba powinnam to jak najszybciej nadrobić.

    OdpowiedzUsuń