poniedziałek, 10 października 2011

Strach z wielkiej płyty

Ile to razy schodzimy do piwnicy w tygodniu? A to po zimowe buty, a to po słoik ogórków. Wciąż drepczemy po piwnicznych schodach radośnie pogwizdując. Bierzemy to i owo, naprawiamy rower, coś majsterkujemy. A ile razy "radosne pogwizdywanie" jest oddaleniem od siebie strachu przed ciemnymi piwnicznymi korytarzami? Ile razy przyspieszamy na schodach, gdy wracamy do domu, nerwowo zerkając za siebie? Dlaczego zwykłe popiskiwanie szczura czy inne odgłosy wywołują irracjonalne przerażenie? Zygmunta Miłoszewskiego za dziecka naprawdę musiano straszyć piwnicą, windą i ciemną klatkową schodową, ponieważ jego "blokowy" horror i debiut Domofon, to wyraz lęków wszystkich mieszkańców betonowych pudeł z wielkiej płyty. 
Źle się dzieje na warszawskim Bródnie. Młode małżeństwo już zdążyło się wzajemnie znienawidzić, niewdzięczny syn opluwa własnych rodziców, a bogobojna kobieta spogląda wzrokiem pełnym jadu, na łóżko z chorą matką. Do tego w bloku na Kondratowicza coś nie daje w spokoju wegetować jego mieszkańcom. Dziwne odgłosy przez domofon, labirynt piwnicznych korytarzy, jeszcze przed chwilą tak świetnie znanych, czy nadzwyczaj niebezpieczna winda.
Żeby nie zepsuć nikomu frajdy z lektury Domofonu, niech ten lakoniczny opis wystarczy. Miłoszewski na głównego bohatera swojego debiutu wybrał społeczność mieszkańców bloku. Zabieg bardzo ciekawy, ale też niebezpieczny. Autor wyszedł z tego obronną rękę, wlewając w każdą postać dużą dawkę realizmu. To czym Miłoszewski podpiera się w późniejszych książkach, w Domofonie gra jedne z głównych skrzypiec. Baczna obserwacja i analiza blokowej rzeczywistości pozwala stworzyć przekrój małej społeczności. Mieszkańcy bloku to obraz polskiego społeczeństwa. Może nieco skrzywiony i lekko przerysowany, ale również bardzo prawdziwy. Taki zabieg, gdzie niemal każdy może przejrzeć się w powieści jak w lustrze i obejrzeć swoje wady przeraża. Dodajmy do tego betonowy moloch, skrzypiące windy, ciemne piwnice i tajemnicze coś, co zagnieździło się w tej PRL-owskiej pozostałości.
Osobiście Domofon odbieram jako świetną powieść grozy. Niepozbawioną wad i usterek fabularnych, ale sprawnie napisaną i z pewnością przyćmiewającą mankamenty swoimi zaletami. Debiut Miłoszewskiego dobitnie ukazuje, że ten autor ma coś do powiedzenia. Czas pokazał, że - jak na razie - raczej nie był to pusty frazes.
Komu poleciłbym Domofon? Wszystkim. Szczególnie mieszkańcom bloków z wielkiej płyty. Gwarantuję, że po tej lekturze następna wycieczka do piwnicy po słoik ogórków może okazać się ciekawsza niż zwykle.

2 komentarze:

  1. Zdarzyło mi się to przeczytać już w sumie parę lat temu. Zapadło w pamięć. Bardzo fajna książka. Jej dużym atutem są polskie realia. Szkoda, że mało jest dobrych, książkowych horrorów, porządnie osadzonych w naszej rodzimej rzeczywistości.

    Dodam jeszcze- jest całkiem świeża książka, bardziej thriller niż horror, ale ma podobny nastrój, jej akcja rozgrywa się w starej krakowskiej kamienicy- Instytut- Jakuba Żulczyka. Jeżeli ktoś polubił Domofon, warto żeby przeczytał też instytut.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po polskie realia to śmiało sięgaj po Orbitowskiego. Tam polskość aż po gębie wali. Oprócz tego Kuba Małecki, szczególnie Dżozef - dla mnie niespodzianka roku :]

    OdpowiedzUsuń