czwartek, 13 października 2011

Eksperyment z rzeczywistością

Ech, kogo z nas nie imają się debilne i głupie pomysły? Jedni zrealizowali je w dzieciństwie, innym zostały do teraz w głowie. Jedni skaczą z mostów na główkę na obrzeżach wielkich miast, inni zostają posłami. Jedni próbują sportów ekstremalnych, inni czają się na akrobacje na trzepaku na swoim osiedlu. Istnieje również grupa osób, które w swoje durne pomysły wciąga innych ludzi (do owej zalicza się autor bloga). Zazwyczaj wychodzi z tego kupa śmiechu, choć czasem los tak wszystko układa, że nikomu raczej do śmiechu nie jest. Podobnie ma się sytuacja z książką Bunkier, młodego wówczas Guya Burta, który stworzył naprawdę niepokojącą powieść.
Bunkier to opowiastka o dziwnym eksperymencie, na który decyduje się banda bogatych i znudzonych uczniów elitarnej angielskiej szkoły. Pod płaszczykiem eksperymentu, zamykają się na trzy dni w piwnicy, bez możliwości wyjścia. Po trzech dniach mają opowiedzieć prowodyrowi Martynowi, jak zmieniały się ich relacje w zamknięciu. Pojawia się oczywiście mały problem, ponieważ Martyna w trzecim dniu brak, a kończące się zapasy jedzenia i wody zaczynają mocno rzutować na rozkapryszoną grupę.

 Najpierw widziałem film i przyznam, że w żadnym stopniu nie przeszkodziło mi to czerpać satysfakcji z lektury. Ekranizację widziałem dawno, więc znałem jedynie ogólny zarys fabuły. Bunkier to książka dziwna. Krótka, wyważona i zbudowana niemal zupełnie na świetnych dialogach. Guy Burt pisał ją w młodym wieku, więc należy schylić łeb przed tym dokonaniem. Wkradające się szaleństwo w grupę młodych ludzi, rozpaczliwe poczynania, obłęd, nadzieja i mnóstwo innych uczuć - w moim przekonaniu - udało się młodemu autorowi brawurowo zmieścić na niemal dwustu stronach. Nie ma tutaj zbędnych zdań. Narracja prowadzona na trzech płaszczyznach pozwala na połączenie historii w jedną, choć nie do końca logiczną całość. Warto również wspomnieć o epilogu. Ludzie, którzy nie mają w zwyczaju czytania epilogów (znam kilku), tym razem powinni się poświęcić.
Przyznam, że Burt świetnie to wszystko wymyślił. Nie daje, oczywiście, jednoznacznych odpowiedzi, nie wyjaśnia, nie klaruje. Rzuca tematem, owijając go sprawnie w niezłą historię i serwuje czytelnikowi. Jest to lektura na jeden wieczór, który na pewno warto na nią poświęcić. Niektórych może poruszyć i zmusić do refleksji, po innych spłynie jak po kaczce. Ode mnie jak najbardziej plus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz