czwartek, 14 lipca 2011

Twoja czaszka to jego trofeum

Dżungla, tragiczny upał, koszmarne robactwo. Do tego banda uzbrojonych po zęby partyzantów w obozie, który musimy rozpieprzyć. Brak wsparcia, a w dokumentach prawdopodobna adnotacja o "misji samobójczej". Może być jeszcze gorzej? Oczywiście. Kiedy cały pakiet koszmaru blednie przy czymś, co zaczyna polować nas polować. Coś czego nie widać, ale stale czuć tego obecność. Coś co przychodzi niezauważone, a nas bierze jako trofea. Brzmi znajomo? Oczywiście Predator.

Nie wiem czy jest jakikolwiek sens, żeby przedstawiać komukolwiek fabułę, ale w razie gdyby trafił się ktoś kto... Nie, brakuje mi pomysłu. Każdy zna ten film, przynajmniej szczątkowo.
Zacznę od tego, że Predatora widziałem po raz pierwszy z nieśmiertelnym dubbingiem niemieckim na odstawiającej harce taśmie VHS. Arnie śmigał po dżungli wrzeszcząc w ojczystym języku i strzelając na lewo i prawo, a ja, zachwycony gówniarz aż podskakiwałem z radości na kanapie, kiedy dziurawił wrogów. Tak było do momentu, kiedy na scenie nie pojawił się tytułowy bohater. Pamiętam, że już sama obserwacja wywołała ciary na plecach, a kiedy nastąpiła finałowa konfrontacja, to prawie narobiłem w gacie na widok genialnej postaci predatora. Po około piętnastu laty uczucie przy seansie Predatora są niemal identyczne. Dalej odczuwam dziecięca fascynację akcją zorganizowaną w obozie partyzanckim. Naiwnie podziwiam siłę faceta z dziwnym akcentem ("Get to the choppa - genialne!") oraz czuje się wybitnie nieswojo, gdy zaczyna się cała kołomyja z predatorem.
Ktoś powie magia kina lat osiemdziesiątych. Ja powiem raczej magia obrazu McTiernana, Arnie'go i śp. Kevina Petera Halla w cudowny sposób wcielającego się w rolę potwora z kosmosu. Faceta uważam za geniusza, bo żeby zagrać tak przekonująco w kostiumie w takim upale, jaki panował na planie, trzeba być albo wybitnie uzdolnionym albo mieć potwora w sobie.
Predator to dla mnie absolutna klasyka kina z pogranicza horroru , science-fiction i sensacji. Absolutnie genialny pod każdym względem i przy tym banalnie prosty. Oprócz filmu polecam również dokument If it bleeds, we can kill it, który ilustruje ile zostało włożone, by ten film wyglądał jak wyglądał.

2 komentarze:

  1. Uwielbiam ten film - jego klimat, liczne krwawe sceny i oczywiście wygląd samego Predatora. Kultowy obraz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tia, już samo patrzenie na świat "oczami predatora" przyprawiało mnie o gęsią skórkę, do tego jeszcze ta muzyka. Samej postaci Predatora bałem się bardziej, zanim w pełnej krasie pojawiła się na ekranie. Druga część też kopie i poniewiera, ale to już nie to samo.

    OdpowiedzUsuń