Własna firma. Koniec z etatami, wstawaniem o świcie, nudnej, bezsensownej pracy. Któż, wśród ludzi, którzy tak pracują nie marzy o własnej działalności gospodarczej? Żeby się uniezależnić, żeby widzieć efekty własnej ciężkiej pracy, żeby być docenianym poprzez zmiany na koncie. Przyjemna perspektywa. Tak też myśli czterech berlińczyków z powieści Sorry Zorana Drvenkara, zakładając własną firmę. Zoran Drvenkar powieścią Sorry udowadnia, że takie przedsięwzięcie nie jest tylko ryzykowne, ale może być śmiertelnie niebezpieczne.
Grupa przyjaciół, którzy jakby minęli się z ustaleniem życiowego celu i ambicji któregoś dnia wpada na genialny - ich zdaniem - pomysł, aby założyć agencję specjalizującą się w profesjonalnych przeprosinach. Jako że firma pojawia się jako pierwsza na rynku, biznes rusza z kopyta i niebawem nasza wesoła grupka zmienia lokal z ciasnego mieszkania, na willę nad jeziorem. Z jednego zamówienia na drugie Kris, Wolf, Tamara i Frauke stają się nieco bardziej zamożni i coraz bardziej profesjonalni. Pewnego dnia dostają zlecenie na przeprosiny kobiety. Wydawać by się mogło, że to standardowe zadanie, ale z czasem okazuje się, że jest zupełnie inaczej. No, bo jak przeprosić kogoś kto nie żyje?
Książka przeleżała u mnie sporo. Dopiero moja żona zachęciła mnie do jej przeczytania. Jako że irracjonalnie wzbraniałem się przed tą powieścią, do lektury siadłem kręcąc nosem. Szybko jednak tytułowe sorry wypłynęło ze mnie w kierunku Drvenkara. Od dawna żadna książka nie pochłonęła mnie w takim stopniu, jak ta powieść.
Sorry to rasowy, mocny i brudny kawał świetnego thrillera. Ciekawy stylistycznie, sprawnie przeskakujący z gawędziarstwa do języka wybitnie oszczędnego. Szafujący typem narracji i bogaty językowo. Nawet gdyby historia była słaba, to warto chwycić za książkę dla tych elementów. Ale nie jest.
Historia przedstawiona w Sorry to nietuzinkowe podejście do moralnego pytania o czyny, konsekwencje. Niech Was nie zwiedzie i nie zniechęci to filozoficzne rozważanie, bo zaczynamy je roztrząsać, kiedy złapiemy oddech po przeczytaniu całości.
Wypełniona akcją, świetnymi dialogami i kapitalnie opowiedzianą historią książka Drvenkara, trafia również mocno w poletko literackiej grozy. Oprócz makabrycznych opisów, wysokie ciśnienie i poczucie zagrożenia czy osaczenia to stałe elementy Sorry.
Zoran Drvenkar to autor zupełnie u nas nieznany, więc wydanie jego pierwszej na polskim rynku powieści powinno zaowocować chęcią poznania autora. Mi pozostaje jedynie zachęcić, ponieważ - bez żadnej ściemy - to naprawdę cholernie dobra książka!
Książka przeleżała u mnie sporo. Dopiero moja żona zachęciła mnie do jej przeczytania. Jako że irracjonalnie wzbraniałem się przed tą powieścią, do lektury siadłem kręcąc nosem. Szybko jednak tytułowe sorry wypłynęło ze mnie w kierunku Drvenkara. Od dawna żadna książka nie pochłonęła mnie w takim stopniu, jak ta powieść.
Sorry to rasowy, mocny i brudny kawał świetnego thrillera. Ciekawy stylistycznie, sprawnie przeskakujący z gawędziarstwa do języka wybitnie oszczędnego. Szafujący typem narracji i bogaty językowo. Nawet gdyby historia była słaba, to warto chwycić za książkę dla tych elementów. Ale nie jest.
Historia przedstawiona w Sorry to nietuzinkowe podejście do moralnego pytania o czyny, konsekwencje. Niech Was nie zwiedzie i nie zniechęci to filozoficzne rozważanie, bo zaczynamy je roztrząsać, kiedy złapiemy oddech po przeczytaniu całości.
Wypełniona akcją, świetnymi dialogami i kapitalnie opowiedzianą historią książka Drvenkara, trafia również mocno w poletko literackiej grozy. Oprócz makabrycznych opisów, wysokie ciśnienie i poczucie zagrożenia czy osaczenia to stałe elementy Sorry.
Zoran Drvenkar to autor zupełnie u nas nieznany, więc wydanie jego pierwszej na polskim rynku powieści powinno zaowocować chęcią poznania autora. Mi pozostaje jedynie zachęcić, ponieważ - bez żadnej ściemy - to naprawdę cholernie dobra książka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz