poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Krwawa alternatywa dla Kevina

Jest kwiecień. A skoro kwiecień to większość tego pięknego kraju budzi się do życia. Pełna wiosna tuż za pasem. Pąki na drzewach i krzewach nabrzmiały czekając na sygnał, ptaki co rano urządzają koncerty, dzień coraz dłuższy, a słońce już nie kapituluje tak szybko przed nocą.
Jest kwiecień, a więc czas powspominać zimę i przypomnieć sobie piękny i rodzinny czas świąt. Tak, tak... kwiecień to najlepszy czas na zimowe wspominki. Utwierdziłem się w tym przekonaniu oglądając wczoraj Krwawe święta. Odgrzewany kotlet klasyku z 1974 roku okazuje się całkiem znośnym i strawnym (przy sporej ilości przypraw) daniem, przypominającym piękny grudniowy czas.

W domu bractwa kappa-delta, phi, gamma, sinus-cosinus (mniejsza o tą kretyńską nazwę) na święta zostaje parę dziewuch. W tych rolach plejada gwiazdek, które równie dobrze wyglądają w bikini, co odgrywają głębię decyzyjności bohaterów dramatów Szekspira, czyli głównie aktorki z komedii dla nastolatków. Mniejsza z tym, gdyż widz i tak nie zdąży się zaprzyjaźnić z przemiłymi niewiastami, ponieważ zajmują one były dom rodzinny Billy'ego. Billy to chłopiec, który najszczęśliwsze chwile życia spędził w zakładzie zamkniętym po zaszlachtowaniu matki i jej partnera. jak łatwo się domyślić ów niewiasty, stają się dla Billy'ego rodziną, którą zwykła on traktować w świąteczny czas nieco osobliwie.
Fabuła banalnie prosta, bez dłużyzn, bez zbędnych scen. Głębi po tym filmie oczekiwać nie można, ale okazuje się całkiem niezłą rozrywką. Remake zrealizowany z dużą dozą humoru, groteski i makabry. Humor nie jest najwyższych lotów, ale jeśli przymknąć oko to można film przejść. Oczywiście nie ma co się zatrzymywać na braku konsekwencji czy logiki, bijącej po gałach sztampy czy debilnie głupich poczynaniach bohaterek, natomiast warto poświęcić chwilę na sceny, gdzie do głosu dochodzi Billy. Otóż chłopiec ma osobliwy pociąg do gałek ocznych. Z resztą nie tylko do gałek, ale również do całego ludzkiego ciała (a raczej pewnych jego partii). Duże brawa dla Billy'ego w konsekwentnym sposobie mordowania. Spośród tylu dostępnych środków, nasz bohater wybiera stary sprawdzony sposób odcięcia dopływu powietrza poprze nałożenie foliowej torby na głowę (okładka wersji z 1974 roku przedstawia się w ten sposób, więc sądzę, że nikomu nie popsuję frajdy).
Cała akcja filmu jest całkiem nieźle poprowadzona. Przyznaję - nie spodziewałem się takiego rozwiązania sprawy, więc satysfakcja po filmie była większa.
Nie widziałem oryginału, więc daruje sobie jakiekolwiek porównania. Krwawe święta z roku 2006 to film niezły. Myślę, że kiczowaty i groteskowy obraz masakry w domu studenckim ma szansę stać się nową tradycją seansów świątecznych filmów. Śmiało stawiam go obok corocznych szlagierów takich jak Kevin sam w domu i Kevin sam w Nowym Jorku.

1 komentarz:

  1. Powiem szczerze, że nie przepadam za remakami, ale ''Krwawe święta'' jeszcze jako tak ujdą. Choć oczywiście zdecydowanie wolę oryginalną wersję, bo znacznie lepiej oddaje tenże dziwaczny klimat...świąt no... :)
    Mam nadzieję, że tenże obraz, jak i wiele innych, których brutalna akcja rozgrywa się w czasie Bożego Narodzenia zastąpi nam coroczny kicz Kevina i jego samotności w domu tudzież Nowym Jorku, ale gdzie tam...o czym ja marzę? Nie w Polsce...

    OdpowiedzUsuń