poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Śmiech przez wielkie kły

Cenię sobie Pilipiuka. Nie tle za postać pijaka egzorcysty, bo jakoś do mnie nie przemawia. Cenię go za opowiadania bezjakubowe. Duża część śmiało zahacza o grozę i wychodzi obronną ręką. Andrzej Pilipiuk ma świetne pomysły. Być może nie zawsze potrafi je odpowiednio (czyt. tak jak ja, czyli czytelnik chcę) pociągnąć, ale brawa należą się już za wymyślenie ów historii. "2856 kroków" czy "Czytając w ziemi" to swoiste perełki w polskiej grozie. Wszystko to podane prosto, bez zbędnego zawoalowania. Czytelnik pochłonięty, czytelnik zaliczony.
Co jakiś czas "piewca wsi polskiej" sięga śmiało po humor, który choć rubaszny wychodzi mu całkiem dobrze. Do takiego kręgu niewątpliwie możemy zaliczyć Wampira z M-3, z którym miałem przyjemność obcować w weekend.

Nowe "dziecko" Andrzeja Pilipiuka to zabawna historyjka o wampirach. Potraktowana przez samego autora jako odpowiedź na amerykański Zmierzch, pełna jest pastiszu. Fabuła koncentruje się wokół Gośki, która pewnego uroczego dnia dołącza do grona Wampirów, którym przyszło zmagać się z wiecznością w peerelowskiej Warszawie. marek, ślusarz wyrabiający 300% normy wprowadza ją w świat nocnych stworzeń w trudnych czasach. Próżno szukać tu horroru czy jakiejś formy dreszczyku, ponieważ jest to czysta satyra gatunkowa i historyczna. Pilipiuk z lubością obnaża skorumpowane mechanizmy systemu PRL, barwnie opisuje ówczesną rzeczywistość (bazary) oraz wpędza bohaterów w niemałe kłopoty.
Wampir z M-3 to czyste (nomen-omen) krwi rozrywka, w pełni odpowiadająca kryteriom gatunku. No bo czego tam nie mamy: od zakochanej w rozczuprynionym Limahlu, przez problemy z zakupem jedwabiu na płaszcz dla dostojnego wampira, przez legendarną Czarną Wołgę aż po wyścig kosmiczny wyścig. Pełny krwawy worek rozrywki.
Pilipiuk świetnie odtwarza rzeczywistość Ludowej Polski. Szare betonowe pudełka, szarzy ludzie, marazm, a z drugiej strony uganiający się po ulicach i kombinujące wampiry, konkurencyjny klan wilkołaków, specjalny oddział bezpieki, bazary, cinkciarze, kombinatorzy... Wszystko świetnie komponuje się ze sobą.
To prosta rozrywka. pozwalająca oderwać się na jeden dzień. niezobowiązująca, lekka i przyjemna. Ni jest to w żadnym wypadku zarzut. Pilipiuk z pełną konsekwencją tworzy opowieści pozwalające bawić się przy ich czytaniu. Chwała mu za to, że postanowił właśnie w tej konwencji ukazać historię wampirów. Mnie ta historia bardzo się spodobał i smiało polecam ją innym.

2 komentarze:

  1. PRL i wampiry? Hmmm... ciekawe. Tak mi się nasunęło - towarzysza Bieruta sprowadzono do kraju w zapieczętowanej trumnie (podobno ołowianej). Przypadek?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech...jakoś pan Pilipiuk do mnie nie trafia... :(

    OdpowiedzUsuń