Amerykańska prowincja. Któż, oglądając film dziejący się w takiej scenerii nie wzdycha na widok falujących pół kukurydzy? Któż nie chciałby znaleźć się w krainie zachodzącego słońca, przy stole z amerykańskimi farmerami przy misce zielonego groszku i ziemniaków, oraz parujących kolb owoców uprawy? Takie sielankowe życie może zwabić niejednego zmęczonego życiem obywatela JUESEJ. Może zwabić też zupełnie innych obywateli, niekoniecznie tego świata.
Film Opętani, to remake obrazu George'a Romero. W niewiarygodnie nudnym i spokojnym amerykańskim przybytku ludności zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Ludzie zaczynają nosić broń i straszyć nią lokalne władze. Żony farmerów przebierają się za małe dziewczynki i raźnie pedałują przez opustoszałe ulice, a zdecydowana większość w ogóle nie kuma co się do nich mówi. Ogólnie rzecz biorąc, coś jest na rzeczy, a szeryf David Dutton wraz ze swoim zastępcą muszą stawić temu czoła.
Motyw wirusa zamieniającego ludzi w zombie lub tego typu stwory to motyw stary jak świat. Opętani pod tym względem nie wnoszą nic nowego. Wszystko, co widz widzi na ekranie gdzieś już było. Poza tym brak logiki aż kuje po gałkach ocznych. Z jednej strony mamy omamione zombie, z drugiej "hiper inteligentne" stwory polujące na innych. Piszę tu o zombie, bo takie odnosi się wrażenie podczas seansu, ale to raczej nazwa robocza. Wirus powoduje u ludzi agresję, umysłowy pustostan i wygląd zombie.
Forma inwazji wirusa oraz chęci kwarantanny jest pokazana tak nieudolnie, całokształt działań armii to jawna kpina, podczas którego człowiek łapie się za głowę, po czym macha ze zrozumieniem, mówiąc: "Spokojnie, to tylko amerykanie...".
Pomimo tego, całość broni się w jakiś pokrętny sposób, choć ledwo. Film jest mocno naciągnięty i przez to traci. Pomimo tego, że akcja pędzi obraz jest w stanie nużyć. Brak mu odpowiedniego wejścia, rozkrętu, a duża część scen z filmu w ogóle nie powinna się tam znaleźć.
Jeśli ktoś ma alternatywę dla tego filmu to śmiało można ją wybrać. Seans można zrobić sobie, gdy ktoś mieszka w miejscu przypominającym amerykańską prowincję. Przygotować sobie gotowaną kolbę kukurydzy, pomaślić, posolić i powinno pomóc.
Motyw wirusa zamieniającego ludzi w zombie lub tego typu stwory to motyw stary jak świat. Opętani pod tym względem nie wnoszą nic nowego. Wszystko, co widz widzi na ekranie gdzieś już było. Poza tym brak logiki aż kuje po gałkach ocznych. Z jednej strony mamy omamione zombie, z drugiej "hiper inteligentne" stwory polujące na innych. Piszę tu o zombie, bo takie odnosi się wrażenie podczas seansu, ale to raczej nazwa robocza. Wirus powoduje u ludzi agresję, umysłowy pustostan i wygląd zombie.
Forma inwazji wirusa oraz chęci kwarantanny jest pokazana tak nieudolnie, całokształt działań armii to jawna kpina, podczas którego człowiek łapie się za głowę, po czym macha ze zrozumieniem, mówiąc: "Spokojnie, to tylko amerykanie...".
Pomimo tego, całość broni się w jakiś pokrętny sposób, choć ledwo. Film jest mocno naciągnięty i przez to traci. Pomimo tego, że akcja pędzi obraz jest w stanie nużyć. Brak mu odpowiedniego wejścia, rozkrętu, a duża część scen z filmu w ogóle nie powinna się tam znaleźć.
Jeśli ktoś ma alternatywę dla tego filmu to śmiało można ją wybrać. Seans można zrobić sobie, gdy ktoś mieszka w miejscu przypominającym amerykańską prowincję. Przygotować sobie gotowaną kolbę kukurydzy, pomaślić, posolić i powinno pomóc.
Powiem krótko: może z filmu żadna tam rewelacja nie jest, ale chyba miłośnik horroru powinien się z filmem zapoznać, bo jakoś szczególnie tragiczny on nie jest. Myślę, że ocena 6/10 będzie w pełni zasłużona.
OdpowiedzUsuń