wtorek, 19 kwietnia 2011

Co zdarzyło się w Nome?

Wczoraj zupełnym przypadkiem do łapek trafił mi Czwarty stopień. Słyszałem co nieco o tym obrazie, ale jakieś niezbyt pochlebne opinie. I tak sobie żyliśmy w błogiej nieświadomości, płyta spokojnie chodziła z rąk do rąk, ja spokojnie albo ją omijałem albo mijałem się z nią. Do wczoraj. Jako przygrywkę do innego horroru postanowiłem ocenić obraz sygnowany prze panią Jovovich.Do teraz zachodzę w głowę dlaczego ja i film tak długo żyliśmy w błogiej nieświadomości nic o sobie nie wiedząc.
Dr Taylor, psycholog traci męża, który silnie interesuje się dziwnymi zjawiskami w None na Alasce. Biedak zostaje zamordowany na oczach żony, a ona, używając wszystkich dostępnych sobie środków terapeutycznych, stara się przypomnieć twarz oprawcy. Żeby nie zapaść się w błędne koło rozpaczy i domysłów, dr Taylor stara się prowadzić w miarę normalne życie. Córkę, która straciła wzrok po śmierci ojca odprowadza do szkoły, dorastający syn obwinia ją o śmierć taty, a ona sama dalej wysłuchuje swoich pacjentów - ot, wypisz-wymaluj najzwyklejsza rodzina. Wkrótce ona sama zaczyna dostrzega punkty wspólne w opowieściach swoich pacjentów i zagłębia się w tajemnicę None, aby rozwiązać zagadkę miasteczka i śmierci męża.

Scenariusz niegłupi. Muszę przyznać, że z dużym zainteresowaniem śledziłem to, co działo się na ekranie. Oprócz scenariusza na klepanie ręka o rękę zasługuje sposób przedstawienia historii. Otóż jest ona prowadzona na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony mamy postacie filmowe (między innymi Mila Jovovich), z drugiej wywiad oraz obrazy z nagrań amatorskich. Skojarzenia z Blair Witch Project jak najbardziej na miejscu. Cała historia jest zmyślona (łącznie z elementami "prawdziwymi"), ale jako  całość prezentuje się naprawdę nieźle. O tym, że nagrania amatorskie mają całkiem inną formę wyrazu, jeśli chodzi o strach przekonywać nikogo nie muszę. Podobnie jest w Czwartym stopniu. Są sceny, podczas których naprawdę można podskoczyć.
Ciężko dokładnie opisać film, nie zdradzając przy tym głównego filaru fabuły. Powiem tylko, że obraz świetnie wpisuje się w gatunek horror s-f, pozostając przy tym tajemniczy i świeży. Ja do końca siedziałem przykuty do szklanego ekranu, czekając na rozwiązanie sprawy czy w None coś się dzieje czy nie dzieje się nic. Czwarty stopień to, ku mojej uciesze i zdziwieniu, dowód na to, że w tej konwencji używając ogranych sposobów, można stworzyć dziełko, które nie pozostawia obojętnym. Śmiało polecam!

3 komentarze:

  1. Zgadzam się z Tobą, że były momenty, gdzie czuło się dosłownie ciarki na plecach...Faktycznie, pomysł z uprowadzeniami przez Obcych jest jak najbardziej trafiony, gdyż nie od dziś daje się słyszeć tu i ówdzie głosy, że Obcy porywają Ziemian i przeprowadzają na nich niezbyt przyjemne eksperymenty, co już samo w sobie napawa grozą.
    Pamiętam, kiedy film się ukazał, jak bardzo polskie środowisko ufologiczne się nim zachwycało, że pokazuje tak ''autentyczny'' materiał, heh...śmiać mi się chciało, bo wiedziałam, ze przecież nic tu autentycznego nie ma :) Nie wiem, może faktycznie dochodzi do uprowadzeń, choć ja do tej pory nie natrafiłam na żaden konkretny dowód w tej sprawie, a śledzę światek ufologiczny... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. tak... mnie się film podobał. uwielbiam takie filmy, a jak jeszcze zarzucili niby to oryginalne zdjęcia to już w ogóle. naprawdę uwierzyłam, że to się działo naprawdę. ja tam uważam, ze możliwe iż dochodzi do uprowadzeń, nigdy nic nie wiadomo, co nie? :P

    Pozdrawiam i zapraszam na stronę. Może dołączysz do naszego grona redakcyjnego?
    http://sztukater.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny film - to prawda. I fajny blog - gratuluję :) Popraw tylko błąd w poście. Film dotyczy wydarzeń w mieście Nome na Alasce (nie None), bo za bardzo rzuca się w oczy :)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń