czwartek, 15 września 2011

Powrót

Na początek nieco prywaty. Gwoli wyjaśnień - blog świeci poprzednią treścią ze względu na to, że mnie nie było bo wybyłem. Nic dziwnego wakacje, więc wszystkim się należy. Udało mi się odwiedzić parę ciekawych miejsc, spotkać fajnych ludzi, poimprezować i wypocząć... chyba pierwszy raz na urlopie. Tak czy siak, z żoną zamiast kotłować się w autobusie, pozwalać wżynać się kamieniom w ciało na plażach w Chorwacji czy męczyć się w niemiłosiernym upale, udając że drinki z palemką smakują wybornie wybraliśmy się w mały roadtrip. 
Tak na początek odwiedziliśmy Wiedeń. Miasto absolutnie monumentalne w każdym calu. Tam nawet latryny miejskie mają zdobienia podobne do tych z opery. Przygniata, onieśmiela, zaburza koncepcję, którą każdy ma przed przyjazdem. Z jednej strony mamy ogrom bogactwa i cesarstwa austriackiego, z drugiej zaś w małych knajpkach pod Wiedniem absolutnie zachwycającą atmosferę biesiady z młodym winem i przysmakami lokalnej kuchni. Umiejętne połączenie wszystkich tych elementów daję mnóstwo satysfakcji.

(Gerard von Swieten, lekarz cesarzowej - ponoć pierwowzór postaci Abrahama van Helsinga z powieści Dracula Brama Stokera. Swieten sam chciał wprowadzić w Wiedniu dekret o polowaniu na wampiry, które (wg niego) opanowały miasto w XVIII wieku)
Dalej ruszyliśmy pod Jelenią Górę do malutkiej wioseczki Kopaniec. Przyjechaliśmy w czwartek, wytrzeźwieliśmy w niedzielę. Mnóstwo pozytywnych emocji, świetni ludzie, pogaduchy i kapitalne imprezy. Do powtórzenia koniecznie. 
Miejscówka w Willi pod Zegarem świetna, klimatyczna. Pomimo usilnych poszukiwań czy wyczekiwania na ciemnym strychu nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego. Miejsce ma duszę, ale bez potrzeb manifestacji. Plus.


W końcu Kudowa-Zdrój na totalny chillout. Piękne i mocno niedoceniane miejsce. Świetna baza wypadowa w inne rejony. Czuć ducha XIX-wiecznych kurortów zdrojowych i można naprawdę wypocząć. Plany popsuło nam jedynie coś, co było nie tak z naszym pokoikiem na poddaszu. W dzień było tam średnio, ale w nocy było tam naprawdę nieprzyjemnie. Koszmary, częste budzenie się, czyjaś obecność w pokoju. Cholera wie, co tam było. Nie bardzo chcę w to wchodzić. Dodam tylko że oboje z żoną czuliśmy to tak intensywnie, że skróciliśmy pobyt o jeden dzień. 

 
Podsumowując nasz dwutygodniowy "miesiąc miodowy" udał się nadzwyczaj dobrze. Żona zadowolona, ja zadowolony i oboje wypoczęci. Czas wrócić do rzeczywistości i poopisywać parę rzeczy, które obejrzałem, przeczytałem i podsłuchałem.

3 komentarze:

  1. No Panie... Pogratulować urlopu. Co do zjaw w Kudowie - nie korciło żeby poszperać, podpytać, a nuż coś?

    OdpowiedzUsuń
  2. Żadne tam zjawy... Ot, coś dziwnego co nie pozwalało cieszyć się do końca pobytem. Jakieś to nie do zdefiniowania... dziwne to chyba najlepsze słowo. A popytać, poszperać nie miałem czasu. Nie powiem, ciekawe, ale bardzo nie miłe doświadczenie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. o tym pokoju to będziesz musiał opowiedzieć!

    OdpowiedzUsuń