Zaczynam coraz bardziej lubić Jamesa Wana. Cholernik, nie dość, że zaintrygował świat Piłą, to zdaje się rozumieć moje podejście do kina grozy. Nastrój głupcze, nastrój. Choć po amerykańsku, to wychodzi mu nadzwyczaj dobrze. Ostrzegany byłem dość mocno przed Naznaczonym. Że głupi, płytki ogólnie beznadziejny. Obejrzałem i cóż... Mogę jedynie odwrócić się do ujadaczy i kazać popukać się w łeb. Dla mnie Naznaczony to uczta.
Fabuła oczywiście sztampowa. Rodzinka, nowy dom, nowe życie, głosy, niepokojące zdarzenia i walka.
Z filmu nie będą zadowoleni wszyscy. Naznaczony bowiem to mieszanka. Mix wszystkiego na czym ogryzałem paznokcie jako gówniarz. Absolutny hołd "od fana dla fanów" złożony klimatycznym horrorom końca XX wieku. Zrobiony rewelacyjnie, straszny i wciągający. Doprawdy nie rozumiem głosów krytycznych w związku z tym filmem. Owszem przyznaje, film jest wielokrotnie topiany wręcz w kiczu, ale o to właśnie chodzi do cholery.
Fantastyczna jest mnogość postaci i motywów - mocno ogranych, ale kogo to obchodzi - jakie występują w tym filmie. Duchy, upiory, demony, seanse spirytystyczne (maska przeciwgazowa wymiata) i multum innych elementów - wszystko to odpowiednio wyważone i co najważniejsze - straszne!
Nie bardzo mam się do czego doczepić w tym filmie. Z jednej strony jeśli by zacząć, to można Naznaczonego zmieszać z błotem, z drugiej strony warto dać się kupić horrorzastemu kiczowi Wana, żeby naprawdę dobrze się bawić.
Pomimo mnóstwa głosów krytycznych, ja będę bronił tego filmu. Dawno nie mieliśmy filmu, który bezczelnie wręcz wykorzystuje motywy z innych obrazów, a mimo to wybacza mu się. Dawno nie było obrazu, który straszy kiczowatymi latami 80/90. I wreszcie dawno już nie było takiego świetnego prezentu od jednego fana horroru dla innych. Szczerze polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz