Nigdy nie rozumiałem, ani do końca nie podzielałem pasji łażenia po jaskiniach. Może wpływ na to ma brak doświadczenia w tej formie dziwnej aktywności fizycznej? Nie wiem. Być może, jeśli bym spróbował, to z chęcią zacząłbym zapuszczać się pod ziemię, żeby podziwiać nieskończony potencjał twórczy matki ziemi.
Stałoby się tak, oczywiście, gdybym nie trafił przypadkiem na dwie części
Stałoby się tak, oczywiście, gdybym nie trafił przypadkiem na dwie części
Zejścia. Po tym seansie raczej nie mam ochoty na zapuszczanie się pod powierzchnię i chyba nigdy jej nie będę miał...
Fabuła kręci się wokół sześciu niebrzydkich kobiet, które aby zjednoczyć się po traumie, która dotknęła koleżankę, wybierają się na ekspedycję do jednej z jaskiń na terenach USA. Wszystko rozpoczyna się sielankowo, do czasu aż dziewuchy odkrywają, że dziewicza jaskinia, którą odkrywają eksploracyjną deflorację ma już za sobą.
No i tyle chyba powinno wystarczyć. Kiedy ja pierwszy raz usłyszałem opis filmu, wiedziałem, że będzie to gniot. Parę lasek schodzi do jakiejś jaskini, gdzie czeka niebezpieczeństwo. Temat wałkowany setki razy i na setki sposobów. No bo niby cóż nowego można wymyślić w tej konwencji, co można zrobić, żeby widza przestraszyć?
Okazuje się, że bardzo niewiele. Wystarczy wziąć przynajmniej dwie niezłe aktorki, pozwolić im naturalnie zagrać, dodać niezłą fabułę i przede wszystkim uwypuklić niektóre elementy filmu w taki sposób, by stał się on realistyczny. Splot dokładnie takich elementów mamy w Zejściu. Po pierwsze dziewczyny. Świetnie wykreowana postać Juno oraz Sarah. Inne laski również poziomem nie odstają, więc i widz lepiej się bawi. Śmiejemy się z żartów, przeżywamy niezły szok i nawet jakąś postać smutku już na początku, a o innych emocjach, kiedy dziewczyny schodzą do jaskini już nie wspomnę. Tutaj również wypadało by się zatrzymać. Wydaję mi się, że twórcy filmów, których akcja osadzona jest w jaskiniach czy małych powierzchniach zapominają o pewnych prawidłowościach, które tym światem rządzą. Mianowicie: w jaskiniach jest CIEMNO, więc i widz oglądający film musi mieć wrażenie, że w jaskini jest CIEMNO! W niektórych kretyńskich pozycjach tego gatunku, jaskinie, pod względem ilości światła nie różnią się od czytelni bibliotek uniwersyteckich. To jest podstawowy idiotyzm, jaki serwują twórcy filmu. Prawda objawiona numer 1 - jeżeli jaskinia - to jest ciemno. Basta!
W Zejściu w jaskiniach jest naprawdę ciemno ("pitch black", jak określa to jedna z bohaterek), więc widz ma okazję naprawdę poczuć, jak to jest. W związku z tym, że człowiek widzi tyle co bohaterki, zaczyna przeżywać z nimi pewne emocje. A jest ich cała paleta. A to któraś z dziewczyn zaklinuje się w ciasnym korytarzu i ani w jedną ani w drugą, a to któraś po omacku szuka wyjścia, aż wreszcie do głowy widza i bohaterek zaczyna dobijać się sugestia, że stąd nie ma wyjścia i czeka "nas" długa, powolna i bolesna śmierć. W filmie - moim zdaniem - idealnie odwzorowano klimat klaustrofobii, duszności, desperacji, przerażenia.
Nie chciałbym psuć zabawy komuś, kto filmu nie widział, więc wspomnę tylko, że praca z wykorzystaniem efektów specjalnych daje naprawdę przerażający efekt.
Jednym stwierdzeniem Zejście można określić jako esencję brutalnego, klaustrofobicznego horroru.
No i tyle chyba powinno wystarczyć. Kiedy ja pierwszy raz usłyszałem opis filmu, wiedziałem, że będzie to gniot. Parę lasek schodzi do jakiejś jaskini, gdzie czeka niebezpieczeństwo. Temat wałkowany setki razy i na setki sposobów. No bo niby cóż nowego można wymyślić w tej konwencji, co można zrobić, żeby widza przestraszyć?
Okazuje się, że bardzo niewiele. Wystarczy wziąć przynajmniej dwie niezłe aktorki, pozwolić im naturalnie zagrać, dodać niezłą fabułę i przede wszystkim uwypuklić niektóre elementy filmu w taki sposób, by stał się on realistyczny. Splot dokładnie takich elementów mamy w Zejściu. Po pierwsze dziewczyny. Świetnie wykreowana postać Juno oraz Sarah. Inne laski również poziomem nie odstają, więc i widz lepiej się bawi. Śmiejemy się z żartów, przeżywamy niezły szok i nawet jakąś postać smutku już na początku, a o innych emocjach, kiedy dziewczyny schodzą do jaskini już nie wspomnę. Tutaj również wypadało by się zatrzymać. Wydaję mi się, że twórcy filmów, których akcja osadzona jest w jaskiniach czy małych powierzchniach zapominają o pewnych prawidłowościach, które tym światem rządzą. Mianowicie: w jaskiniach jest CIEMNO, więc i widz oglądający film musi mieć wrażenie, że w jaskini jest CIEMNO! W niektórych kretyńskich pozycjach tego gatunku, jaskinie, pod względem ilości światła nie różnią się od czytelni bibliotek uniwersyteckich. To jest podstawowy idiotyzm, jaki serwują twórcy filmu. Prawda objawiona numer 1 - jeżeli jaskinia - to jest ciemno. Basta!
W Zejściu w jaskiniach jest naprawdę ciemno ("pitch black", jak określa to jedna z bohaterek), więc widz ma okazję naprawdę poczuć, jak to jest. W związku z tym, że człowiek widzi tyle co bohaterki, zaczyna przeżywać z nimi pewne emocje. A jest ich cała paleta. A to któraś z dziewczyn zaklinuje się w ciasnym korytarzu i ani w jedną ani w drugą, a to któraś po omacku szuka wyjścia, aż wreszcie do głowy widza i bohaterek zaczyna dobijać się sugestia, że stąd nie ma wyjścia i czeka "nas" długa, powolna i bolesna śmierć. W filmie - moim zdaniem - idealnie odwzorowano klimat klaustrofobii, duszności, desperacji, przerażenia.
Nie chciałbym psuć zabawy komuś, kto filmu nie widział, więc wspomnę tylko, że praca z wykorzystaniem efektów specjalnych daje naprawdę przerażający efekt.
Jednym stwierdzeniem Zejście można określić jako esencję brutalnego, klaustrofobicznego horroru.
Po takim filmie, chciałoby się złapać twórców za rękę i wyrwać im umowę na część drugą. Od dawna wiadomo, że sequele się nie sprawdzają. Ale że światem rządzą pieniążki i chęć zysku, więc często słyszy się o tym, że świetny film jest masakrowany przez kontynuację. Ale i to nie zawsze.
Zejście 2 to również udany horror. Klimat podobny choć jakby mniej odczuwalny, nieco brutalniejszy. Trochę na nutę amerykańską, ale w ogólnym odbiorze to nie przeszkadza. Na pierwszej i drugiej części można się bawić znakomicie.
Film oczywiście nie jest wolny od mankamentów: nie do końca logiczne zachowania bohaterek, nieco spłaszczony temat eksploracji i klika innych motywów nie powinny popsuć zabawy, tym bardziej, że wszystkie one bledną przy klimacie.
Polecam szczególnie tym freakom, którzy nie dość, że lubią się bać, to do tego często zapuszczają się pod ziemie w celach turystycznych. Dla was emocje gwarantowane! Dla wszystkich również.
Zejście 2 to również udany horror. Klimat podobny choć jakby mniej odczuwalny, nieco brutalniejszy. Trochę na nutę amerykańską, ale w ogólnym odbiorze to nie przeszkadza. Na pierwszej i drugiej części można się bawić znakomicie.
Film oczywiście nie jest wolny od mankamentów: nie do końca logiczne zachowania bohaterek, nieco spłaszczony temat eksploracji i klika innych motywów nie powinny popsuć zabawy, tym bardziej, że wszystkie one bledną przy klimacie.
Polecam szczególnie tym freakom, którzy nie dość, że lubią się bać, to do tego często zapuszczają się pod ziemie w celach turystycznych. Dla was emocje gwarantowane! Dla wszystkich również.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeszcze przed seansem byłam dość sceptycznie nastawiona do sequela, gdyż z reguły bywa tak, że pierwsza część powala na kolana, ale z drugą jest średnio...Myliłam się i bardzo dobrze! Zasiadłam do filmu późnym wieczorem w ciemnym pokoju i z słuchawkami na uszach, bo taki mam zwyczaj oglądania horrorów i powiem Wam, że w niektórych momentach myślałam, że we własne skarpetki się schowam... :) Naprawdę poniektóre sceny naprawdę mnie wystraszyły i za to duży plus! Bo w zasadzie podskakiwać na fotelu ze strachu zdarza mi się praktycznie tylko przy azjatyckich straszakach, a tu proszę... :)
OdpowiedzUsuń