niedziela, 25 marca 2012

Nie samym horrorem człowiek... Cz. 3

Jak to dobrze dać się czasem przez kino zaskoczyć. 
Wybraliśmy się dziś z żoną na nowy film z Seanem Pennem i przyznaję, że skusiła mnie mnie ma luba właśnie odtwórcą głównej roli. Penna uwielbiam i uważam za aktora wybitnego, ale film Wszystkie odloty Cheyenne'a jakoś mnie nie ciągnął. Miałem okazję wybrać się do kina za darmo i głupio, w takie piękne niedzielne popołudnie, nie skorzystać z takiej okazji. Posta na dziś nie planowałem, ale z kina wróciłem tak oszołomiony, że musiałem usiąść do pisania.
Fabuła filmu Wszystkie odloty Cheyenne'a jest dość prosta. Przebrzmiała i ekscentryczna gwiazda rocka Cheyenne, pod wpływem pewnego wydarzenia, zmuszony jest opuścić swój irlandzki dom (zamek, a jakże) i udać się do Stanów Zjednoczonych. To, co w trakcie podróży przeżyje Cheyenne, odciśnie na nim większe piętno, niż mógłby kiedykolwiek podejrzewać. 


Tyle, jeśli idzie o fabułę. Cokolwiek więcej, to walenie spojlerami.
Kurde, tutaj nie ma za bardzo, co pisać. Wszystkie odloty Cheyenne'a to ABSOLUTNA REWELACJA! Wielkie uznanie i gratulacje dla Seana Penna, który wykreował swoją postać w sposób wyjątkowy. Neurotyczny, zmęczony życiem gwiazdor, niezdarny muzyk, który może się wydawać kompilacją Roberta Smitha z The Cure (jest kilka znaczących smaczków odnośnie tej postaci), Marilyn Manson i stetryczałego Ozzy'ego, walczącego z pilotem do telewizora w reality show The Osbournes. Cheyenne wywołuje śmiech i litość. Ale jednocześnie im bardziej poznajemy tego człowieka, tym bardziej czujemy podziw dla jego postaci. 
Cały film przepełniony jest realistycznym obrazem małych, zapomnianych przez Boga miasteczek Stanów Zjednoczonych, ze społecznością tak różną i specyficzną dla danego regionu. Ludzie, których spotyka Cheyenne na swojej drodze dają mu jakąś formę lekcji, ale jednocześnie od podstarzałego faceta z natapirowanym czarnym włosami, ze szminką na ustach uczą się również wiele.
Nie chcę za dużo zdradzać, bo naprawdę zachęcam, żeby wybrać się na ten film do kina. Piękna historia, przepełniona pewną dozą smutku, nadziei, wiary, mocno zakrapiana ironicznym humorem stanowi fantastyczny wyjątek dla miernoty większości dzisiejszych produkcji. To mądry, na przemian zabawny i wzruszający film z wieloma płaszczyznami, a jednocześnie prosta historia.
Mamy końcówkę marca i zdziwię się, jeśli w tym roku obejrzę film lepszy niż Wszystkie odloty Cheyenne'a.
Gorąco polecam, bo naprawdę warto!



P.S. Warto zwrócić uwagę również na oprawę muzyczną tego dzieła, która idealnie pasuje do historii.

1 komentarz:

  1. Obejrzałem i muszę przyznać, że świetne. A Sean Penn przeszedł samego siebie.

    OdpowiedzUsuń