Od czasu do czasu zdarza mi się przeczytać książkę-igłę. Już spieszę z wyjaśnieniem. Jest to zazwyczaj krótka powieść (lub inny gatunek), ale jednocześnie tak wyrazisty i mocny, żę kłuje mocno czytelnika i szybko się kończy. To czy taki utwór zostaje w głowie, to już inna sprawa. Jestem natomiast pewien, że Wampir z Ropraz Jacquesa Chesseksa, pomimo nikłej objętości, zostanie mi w pamięci na dłużej. Przynajniej z kilku względów.
Chessex opisuje wydarzenia, które miały miejsce w małej szwajcarskiej wiosce w 1903 roku. W rodzinie szanowanego obywatela wioski ma miejsce tragedia. Umiera jego dwudziestoletnia córka. Zrozpaczony ojciec chowa ją na miejscowym cmentarzu. Żeby tragedii człowieka było mało, ktoś lub coś odkopuje zmarłą i w wyjątkowo okrutny sposób bezcześci zwłoki dziewczyny. Z czasem, w innych częściach regionu ktoś dokonuje podobnych czynów. Kim lub czym jest tytułowy z Wampir z Rozpaz?
Mnie ta powieść urzekła. Właściwie ciężko to nazwać powieścią. Bardziej odpowiednim określeniem byłaby tu opowieść. Chessex snuje bardzo mroczną, ponurą i smutną historię, która wpisuje się w obraz miasteczka Rozpaz. Zbrodnie popełniane przez rzekomego "wammpira" stanowią jednocześnie główną oś wydarzeń, jak i tło dla ukazania mechanizmów obronnych małych, zabobonnych społeczności. Autor bardzo sprawnie ukazuje, w jaki sposób najłatwiej wydać osąd, wszak zbrodnie bez winnego, to rzecz niebywała.
Ten swoisty szkic powieści jest wyjątkowy pod względem stylistycznym. Zmienna narracja, oszczędność i wypływająca ze stron melancholia to główne elementy, za które zmarłemu autorowi należą się brawa. Od razu lojalnie ostrzegam, że taki styl nie przypadnie wszystkim do gustu. Warto uprzedzić czytelnika, że ów styl to jednocześnie bardzo naturalistyczny i poniekąd suchy "reportaż" z tamtych wydarzeń.
Omawiając Wampira z Rozpaz nie sposób pominąć element, który dużą część czytelników odrzucił od książki. Autor bardzo szczegółowo opisuje dokonane zbrodnie. Tutaj nie ma miejsca na grzeczne metafory czy próby kamuflowania okrucieństwa. Masz je czytelniku wyłożone na talerzu i podstaiwone pod sam nos, czy tego chcesz czy nie. Sporo horrorów w życiu czytałem, ale opisy u Jacquesa Chesseksa to zupełnie inna liga.
Napomknę jeszcze o szacie graficznej, z której bije przygnębienie. O ile obecnie liczy się marketing, a dzisiejsze okładki mają niewiele wspólnego z treścią, o tyle w przypadku Wampira z Rozpaz, wszystko jest spójną całością.
Francuski Le Monde nazwał książkę małym, mrocznym klejnotem. Mnie pozostaje jedynie przyklasnąć i przejąć ten trafny tytuł oraz zachęcić do tej nietuzinkowej lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz