wtorek, 5 czerwca 2012

Pornobiznes na bagnach

Rok temu Edward Lee odważnie wkroczył na polski rynek wydawniczy, pozostawiając po sobie ślady krwi, falków i płynów ustrojowych. Większość gawiedzi (włączając piszącego te słowa) była zachwycona. Oto, na rynku pojawił się ktoś, kto grozę rozumie w zupełnie inny sposób. Bardzo bezkompromisowy sposób. Nic więc dziwnego, że na kolejną książkę Lee przyszło nam niezbyt długo czekać. Czas ten wystarczył, aby zapaleńcy zaślinili się, bo oto na rynku miało pojawić się dzieło, które wielu określa, jako krok milowy w karierze Edwarda Lee. Ja, po przeczytaniu opisu The Creekers nabrałem na tą książkę niesamowitej ochoty. Po przeczytaniu samej powieści muszę powiedzieć, że ochota ta znikała wprost proporcjonalnie do liczby przewracanych stron...
Phil Straker w skutek zaniedbań zostaje wyrzucony z policji. Dni mijają mu na stóżowaniu fabryki. Któregoś wieczora duchy niezbyt szczęśliwej przeszłości Phila dają o sobie znać, kiedy odwiedza go jego były szef - policjant z Creek City. Namawia Phila na posadę stróża prawa w rodzinnym mieście. Szybko okazuje się, że to zapomniane przez Boga miejsce zmieniło sie przez lata. Na coś o wiele gorszego...

Przyznam zwięźle - książka podobała mi się średnio. Fabuła Ludzi z bagien zupełnie do mnie nie trafiła. Ciężki i gorący klimat amerykańskiej prowincji, pomieszany z opisami deprawacji i niesmaczneych orgii oraz mnóstwa krwi i flaków nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Strasznie to dziwne, bo podczas czytania Sukkuba, nieraz ciary szły po plecach. Wydaje mi się, że oprócz strefy fabularnej, książka poległa też przez strefę językową. Nie wiem czy jest to kwestia tłumaczenia, bo nie czytałem oryginału, ale warstwa stylowa i językowa jest tak nierówna i szarpana, że strasznie ciężko mi się to czytało. Przyznaję, że po skończeniu Ludzi z bagien chwyciłem za inną powieść i aż odetchnąłem z ulgą.
Tak czy siak, małe brawa jak najbardziej należą się Edwardowi Lee. Choćby za postacie, które są złożone i ciekawe i pomimo papierowości zdarzeń i niektórych przemyśleń, z miłą chęcią śledziło się ich losy. Plus przez minus za tzw. Bagnowych. Jak dla mnie wywalenie broni już na samym początku było błędem. Gdyby Bagnowych owijała nieco większa tajemnica, byłoby ciekawiej.
Jak wspomniałem wyżej - dla mnie - źle zachowane są proporcje. Jest co prawda mało schematycznie, ale słabo.
Podsumowując, muszę powiedzieć, że poczułem się zawiedziony. Chyba zbyt mocno wierzyłem, że ta powieść okaże się petardą. Przyznaję, nieco się przeliczyłem. Być może to wrażenie sprawiło, że nie potrafiłem jej docenić. Wbrew pozorom polecam Ludzi z bagien, gdyż jest to ciekawa pozycja i warto się z nią zapoznać, wszak autor będzie gościł w tym roku we Wrocławiu. Kto bęzie miał odwagę będzie mógł mu wygarnąć osobiście...

1 komentarz:

  1. Patrząc na Twą recenzję mam wrażenie, że w pełni zaczynają się potwierdzać moje obawy. "Ludzie z bagien" to świetna książką, ale cierpi bardzo w zestawieniu z "Sukkubem". Może "Golem" pogodzi zwolenników pierwszej i drugiej powieści;)

    OdpowiedzUsuń