poniedziałek, 6 lutego 2012

Tej ciemno(ty)ści się bój

Los ludzi podobnych do mnie, to znaczy ludzi bardzo łatwo ulegających ładnym opakowaniom marketingowych, jest dosyć okrutny. Człowiek taki jak ja siedzi sobie w domu, egzystencję przerywa mu co chwila solidnie skrojony zwiastun horroru, usilnie puszczany w telewizji. Potem taki człowiek siada przed owym filmem, a po jego zakończeniu nie wierzy, że można z taką premedytacją wyrzucić pieniądze w błoto. Ale od początku.
Młode małżeństwo przeprowadza się do ogromnej pseudo-wiktoriańskiej posiadłości. Dołącza do nich córka i w domu zaczynają dziać się dziwne rzeczy.

Wystarczy, bo jak sobie przypomnę więcej szczegółów, to mogę nie wytrzymać. Mowa o filmie Nie bój się ciemności. Tytuł absolutnie adekwatny, gdyż najlepszą alternatywą byłoby wyłączenie filmu i półtoragodzinne wpatrywanie się w ciemny ekran. Myślę, że wrażenia byłyby o wiele przyjemniejsze.
Ale skąd tyleż jadu, ktoś zapyta. Śpieszę donieść, że każdy (absolutnie i bezprzecznie każdy) element tego cudownego obrazu jest debilizmem na skalę światową. Od pożal się Boże "gry aktorskiej", poprzez wybujałą i debilną scenografię. O fabule ciężko mówić bez przekleństw. Każdy element tej pięknej historii wzbudza w człowieku, który choć trochę horrorów widział, trzy stadia wiadomości o śmiertelniej chorobie: niedowierzanie, negację i akceptację połączoną z rezygnacją (czy jakoś tak).
Szczerze powiedziawszy cieżko napisać cokolwiek o tym filmie. Ktokolwiek czyta ów wpis, niech potraktuje go nie jako recenzję, ale jako ostrzeżenie. Nie warto marnować sobie półtorej godziny waszego cennego życia. Mamy miesiąc luty, a u mnie ten cudowny obraz na pewno będzie w trójce najgorszych filmów roku. 
Muszę jeszcze wspomnieć o czymś, co oburza mnie wyjątkowo: a) z racji zawodu, scena w bibliotece publicznej jest kretyńska, śmieszna i świadcząca o tym, że żaden członek ekipy filmowej nigdy nie przestąpił progu żadnej książnicy, b) wmieszanie w ten film Arthura Machena i (jak podejrzewam) Algernona Blackwooda jest obrzydliwe. Dwóch znakomitych twórców grozy spłyconych i wykorzytanych do produkcji tej filmowej popłuczyny.
Słowem podsumowania: wystrzegać się ze wszystkich sił, spalić wszystkie kopie, prochy głeboko zakopać i szybko o nim zapomnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz