wtorek, 3 stycznia 2012

Królestwo pozornego spokoju

Mam problem z oceną tej książki. Bodajże pierwszy raz nie potrafię wskazać czy książkę warto przeczytać czy nie. To znaczy, warto na pewno, ale czy jest warta naszego czasu? Mam problem z Ketchumem, ponieważ jakoś nie dostrzegam tego, co inni. Nie biorą mnie kompletne jego teksty oparte na filozofii zbrodni i okrucieństwa. Nie wzdrygam się na myśl okrutnych torturach, którymi często obdziela bohaterów swoich powieści. A w przypadku Królestwa spokoju, problem ten jedynie się pogłębił.
Trzydzieści trzy opowiadania to bardzo dużo jak na zbiór. Teksty rozstrzelone są treściowo na wszystkie strony świata. Opowiadają o mnóstwie różnych rzeczy i naprawdę nie sposób wymienić jakiś gatunek czy motyw przewodni. 

Niestety oprócz fabularnego i gatunkowego rozstrzału, Królestwo spokoju prezentuje podobny poziom jeśli chodzi o jakość tekstów. Zaczynając od plusów. Jest tutaj sporo opowiadań bardzo dobrych i dobrych. Nie dopatrzyłem się jakiś małych perełek, ale duża część tego zbiorku to teksty solidne i przemyślane. Ketchum, świadomy tego, że nowi czytelnicy mogą mieć problem w przytrzymaniu śniadania w żołądku w trakcie lektury, śmiało obdziela strony makabrą. Ale nie zawsze. Niektóre teksty naprawdę łapią za serducho. Czyta się je z pewną nutką tęsknoty, rozrzewnienia, a wspomnienia głównego bohatera wkradają się w naszą podświadomość, tym stając się również naszymi. Niektóre mocno klimatyczne przenoszą czytelnika do Maine albo na rozgrzaną prowincję. Czyta się to wyjątkowo dobrze.
Niestety w tak dużym zbiorze opowiadań muszą być również teksty słabe. I dla mnie, podobna liczba, jeśli chodzi o ilość tekstów objawia się marnością. Poczynając od stylu. Nie mam nic wspólnego z krytykami stylistycznymi. Jeśli ktoś zna się na stylach, potrafi wyłapać niuanse, śmiało może krytykować. Mnie wystarczy powiedzieć: lubię, nie lubię. Stylu Ketchuma niestety nie lubię. Jakoś ciężko mi się to czyta. Prosto, surowa, bezdźwięcznie. Ktoś może lubić taki styl. Ja go nie kupuję.
Dla mnie spora część tekstów jest o niczym. Albo inaczej. Miała być o czymś, ale nie wyszło. W dużej części opowiadań Ketchum marnuje potencjał w połowie lub na końcu. O ile opowiadanie rozwija się ciekawie, tak końcówce brakuje puenty lub jakiegokolwiek zakończenia. Nieraz zastanawiałem się po jaką cholerę to opowiadanie znalazło się w ogóle w druku.
Słowem podsumowania. Dałem tej książce 7/10 punktów. Moim zdaniem całość na taką notę właśnie zasługuje. Ale oceny czy książka jest dobra czy zła się nie podejmę. Niech każdy zdecyduję za siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz