poniedziałek, 19 listopada 2012

Powrót na nocny dyżur

Czy wszystkie sequele są złe? Czy wszystkie muszą być złe? Czy w tym pieprzonym Hollywood nie może powstać choć jedna dobra kontynuacja horroru, która nie tylko trzyma poziom oryginału, ale również nie masakruje klimatu poprzedniej produkcji? Pewnie może. Ale Grave Encounters 2, na pewno do takich nie należy.
Całkiem przypadkiem trafiłem na tą produkcję. Mając w pamięci niczego sobie pierwszą część, z uśmiechem siadłem do filmu. Z uśmiechem go również skończyłem. Jak łatwo można się domyślić, nie był on rezultatem satysfakcji
z filmu.
Otóż "gotycki" chłoptaś Alex Wright, to zafascynowany horrorami młody człowiek. Ponieważ sam próbuje sił w tym jakże trudnym i wyczerpującym biznesie, więc stale szuka tematów na kolejne krawe produkcje. Tak trafia na ślad filmu Grave Encounters. Otóż, okazuje się, że film to żaden tam found footage, ale rzeczywisty zapis tego, co zdarzyło się w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. Od tego momentu film Grave Encounters i wyjaśnienie całej historii staje się dla Aleksa życiowym celem i obsesją.
Tyle. Druga część Grave Encounters to film w zamierzeniu właśnie found footage i choć ja nie jestem ortodoksyjnym fanem tego typu obrazów, zawsze z przyjemnością patrzę na takie produkcje. Tutaj z subtelną naroślą przyjemności, patrzyło mi się do połowy. Z czasem owa narośl zaczęła gnić, twardnieć i nadawała się jedynie do odcięcia.
O ile pierwsza część jest filmem z potencjałem, o tyle druga niestety go niszczy. Jak wspomniałem, do połowy film jest całkiem znośny. Dałem się ponieść konwencji, że Grave Encounters to schiza jak Blair Witch Project i przyznam, że film fabularnie w tym pomaga. Z czasem jednak zamiast subtelnego strachu i poczucia niepewności, które towarzyszy niektórym momentom pierwszej części filmu, dostajemy efekt burzy mózgów scenarzystów, którzy chcieli, żeby było strasznie, przerażające i obłąkańczo. Wyszło oczywście groteskowo i śmiesznie.
Nie ma się tutaj co uzewnętrzniać. Gra aktorska raczej marna, pomysł na fabułę niezły, choć wtórny, a wykończenie wyszło koszmarnie. 
Można powiedzieć: "miało być dobrze, wyszło jak zwykle", ale po co. Utyskiwania fanów gatunku i nie tylko ciągle odbijają się od elastycznych bram studiów filmowych, którzy, gdy tylko zwietrzą okazję do zarobienia na czymś, z pewnością ją wykorzystają. Czyli, wilk syty, a owce znów ma się w dupie...

1 komentarz:

  1. przeraził mnie ten film, jak mało który, rzadko się to zdarza. Ostanio tak miałam gdy czytalam „Troje” Sary Lotz udało mi sie zdbyc fragment, niedługo premiera i jestem strasznie ciekawa, mega mroczny thriller, moim zdaniem najbardziej intrygująca opowieść w tym roku. Może kiedyś nakręcą film, bo warto byłoby o tym napisac :)

    OdpowiedzUsuń