Czasem dzieje się tak, że sentyment, czy to literacki czy jakikolwiek inny, nie pozwala oderwać się od miejsc znajomych z przeszłości. Kiedy karierę zakończyli Arthur Conan Doyle i Agatha Christie (choć nie tylko oni pisali w określonej konwencji) za angielską prowincję wzięli się inni. Obecnie świetnie wychodzi to pani Grimes, której stylowe kryminały aż kipią od nadmiaru angielskości. Ale że Polacy nie gęsi i tak dalej, tematyką morderstwa na osobliwych brytyjskich wsiach zajęła się młoda początkująca autorka. Temat śliski jak na debiut, bo można ugrzęznąć w błocku nudy, sztampy i braku znajomości tej tematyki. Ale spokojna głowa, Sasza Hady udowadnia, że nie tylko świetnie orientuje się w wymyślnym angielskim klimacie, ale i kryminalna intryga jej nieobca.
W malutkiej otoczonej mokradłami angielskiej miejscowości Little Fenn źle się dzieje. A to za sprawą odciętej głowy, która zostaje znaleziona w jednej z posiadłości. Na pomoc zostaje wezwany detektyw Alfred Bendelin, sprawny, enigmatyczny, szarmancki i piekielnie skuteczny łowca zbrodniarzy z Londynu. Problem w tym, że ów bohater w rzeczywistości nie istnieje, a stanowi jedynie pewnego rodzaju alter ego podrzędnego policjanta Nicka Jonesa. Wraz ze swoim przyjacielem ruszają do Little Fenn, aby pośród wiecznych mgieł, ciemnych chmur i angielskich torfowisk odnaleźć zabójcę.
Przyznaję, że zżera mnie pewna forma zazdrości, nie dlatego, że pani Saszy Hady udało się na trudnym dla debiutantów rynku wydać książkę. Odczuwam lekkie ukłucia z powodu, że napisała taką książkę jako debiutantka. Bez owijania od razu powiem, że książka Morderstwo na mokradłach to świetny stylowy angielski kryminał, który iskrzy humorem.
Przede wszystkim książka jest taka jaka jest dzięki postaciom. Alfred Bendelin aka Nicholas Jones jest nieco nieporadny, uroczy i strasznie kochliwy. Jednocześnie nie można mu odmówić zaangażowania i rzetelności w prowadzonym śledztwie. Rupert Marley jako ekscentryczny pisarz, który nie tylko stara się wiecznie kierować nieporadnym kolegą, ale bezczelnie uprzedza go w kontaktach z kobietami. Mieszkańcy Little Fenn to galeria barwnych i mniej barwnych postaci, z których każda jest absolutnie potrzebna. Różne charaktery, wady stanowią, że powieść wypełnioną tyloma postaciami czyta się naprawdę dobrze.
Na książkę o morderstwie na angielskiej prowincji nie da się spojrzeć, nie patrząc na klimat. Przyznać trzeba, że i w tym, jakże ważnym aspekcie Sasza Hady poradzioła sobie znakomicie. Wszystko to za co ludzie kochają Agathę Christie, Marthę Grimes oraz Morderstwa w Midsomer kondensuje się w Morderstwie na mokradłach. Mżawka, mgła, mokradła, tajemnicza i dziwna atmosfera. Wszystko to można znaleźć w tej pozycji.
Wspomnieć jednak należy, że debiut Saszy Hady należy raczej do nurtu kryminału humorystycznego. Przestrzegam więc osoby, szukające mocnych mrocznych wrażeń. Znajdziecie je w innych książkach. Wszystkim innym, lubiącym, nielubiącym kryminały polecam serdecznie. Niezwykle rzadko debiutuje się w ten sposób.
Wpadłam przypadkiem i pozostaję. Naprawdę fajnie piszesz, a książki grozy uwielbiam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Fajna recenzja:) Już sobie tytuł spisałam do przeczytania. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń