Muszę przyznać, że nie bawią mnie horrory w formie "pobiegam szybko z kamerą, albo postawię ją nieruchomą w jednym miejscu". Blair Witch Project był pierwszym i jednocześnie najlepszym takim "produktem". No, ale przecież amerykański świat filmowy, świat filmowy w ogóle, nie był tym, czym jest gdyby nie chciał na tej fali zarobić. I tak zaroiło się od dynamicznych mniej lub bardziej, wyraźnych lub mniej wyraźnych obrazów z kamer dokumentujących duchy, demony, zombie i cholera wie co jeszcze. Przejadło się to i zaczyna kiepsko odbijać.
Dlatego, kiedy Cedro w swoim poście halloweenowym zachęcił do obejrzenia The Tunnel, trochę się wzbraniałem. W końcu spiąłem się w sobie i usiadłem do filmu. Po seansie ogryzionymi do krwi palcami pozbierałem szczękę z podłogi.
Historia w The Tunnel jest prosta i banalna. Do tuneli pod Sydney schodzi grupa dziennikarzy, alby sprawdzić dlaczego zrezygnowano z pomysłu wykorzystania wody stojącej w podziemiach. Okazuje się, że to co znajdują na dole jest materiałem na o wiele lepszy reportaż.
Ten film to absolutnie jeden z najlepszych jakie widziałem w tej konwencji. Poczynając od świetnej gry aktorskiej i formy paradokumentu. Wszystko to jest jakieś świeże. Na ogromny plus klimat filmu. Duszny, klaustrofobiczny i ciężki. Atmosfera kapitalnie daje się we znaki widzowi, który siedzi na seansie jak na szpilkach. Twórcy scenariusza na szczęście okazali się logicznie myślącymi istotami i nie obrazili widzów debilnymi posunięciami fabularnymi. Bohaterowie nie biegają jak opętani wrzeszcząc to w jedną, to w drugą stronę, ale starają się zachowywać naturalnie i logiczne, co jest ciężkie w przedstawionej sytuacji.
The Tunnel jest świetnym przykładem na to jak można odświeżyć stary, zleżały pomysł. Świeżość konwencji oraz wyśmienity klimat nadają filmowi australijskiej produkcji jedną z wyższych pozycji w moim prywatnym rocznym filmowym zestawieniu. Zachęcam absolutnie wszystkich, bo to kawał świetnie skrojonego mocnego kina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz