Odkąd gatunek thrillera literackiego stał się rzeczą tak powszechną i przyziemną jak choćby masło w sklepie czy kanar w tramwaju, twórcy dwoją się i troją w poszukiwaniu oryginalnego pomysłu, który pozwoli im wzbić się ponad masę przeciętności, która obecnie śmiało rozpływa się na księgarnie. Nowy rodzaj psychopaty, tło akcji w wersji retro, wymieszanie religii z thrillerem - jednym słowem cuda. Problem w tym, że większość tych ekperymentów kończy się i tak jednym wielkim ziewem osobnika przyswajającego. Na szczęście co jakiś czas na naszym rodzimym rynku pojawia się ktoś, komu jednak udaje się odskoczyć od reszty miernoty i rzeczywiście przykuć uwagę czytelnika na dłuższy czas. Niemiecki pisarz Zoran Drvenkar pokazał ponownie (po świetnym debiucie Sorry), że warto się z nim liczyć na polu literackiego thrillera.
Nie sposób nie zdradzić większości fabuły książki, opisując o co w niej chodzi, dlatego ograniczę się jedynie do tego, że grupka berlińskich młodych dziewcząt tak jakoś niefortunnie układa sobie sprawy, że wplątują się w bardzo niebezpieczną aferę...
Lakonicznie, bo lakonicznie, ale nie chciałbym popełnić błędu wydawcy, który praktycznie streszcza powieść w notce wydawniczej. A czemu akurat ta powieść wybija się ponad wspomnianą wyżej przeciętność? Ano dlatego, że primo narracja Ty jest prowadzona w drugiej osobie, a narrator zwraca się bezpośrednio do czytelnika, jako postaci. Przyznaję, że zabieg jest na tyle udany, że powieść Drvenkara czyta się z dużą przyjemnością. Drugie primo, to fakt, że Ty jest swoistm miksem gatunkowym, który pociągnięty został w konwencji thrillera sensacyjnego.
Duży plus za mnogość postaci oraz psychologię każdej z nich. Nie jest łatwo wykreować głównych bohaterów tak, żeby czytelnik poczuł coś więcej oprócz obojętności w gatunku, jakim jest thriller. Tym bardziej, że tutaj głównych bohaterów jest kilku. Czytelnik ma okazję wcielić się w każdą z tych postaci, poznać jej historię, lęki, obawy i radości. Potem, to już święte prawo autora, jak zabawi się z czytelnikiem: czy rozedrze na strzępy naszego ulubionego bohatera czy nie. A przyznam, że tutaj nie ma nic pewnego.
Podoba mi się klimat tych powieści Drvenkara. Nie często znosi mnie do współczesnego Berlina i jego mrocznych zakątków, ale jeśli już, to chciałbym, żeby prowadził mnie przez nie właśnie Drvenkar. Z jednej strony mamy tutaj mnóstwo nawiązań do podziału kraju Murem Berlińskim, z drugiej kontrastuje to ze sztuczną i pustą nowoczesnością, którą autor wyraźnie krytykuje. Osadzenie akcji w takich realich jest bardzo dobrym posunięciem.
Czy Ty ma wady?
Pewnie, że ma. Ale większość zalet w pełni rekompensuje niedociągnięcia autora i fabuły. Także ja śmiało polecam. Naprawdę warto zainteresować się prozą Zorana Drvenkara i promować go w naszym kraju. Niezbyt często zdarza się u nas taki autor i szkoda by było, żeby usłyszała o nim jedynie garstka osób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz